Nawigacja |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
USA - Alaska
Po opuszczeniu Juneau jeszcze dwa dni zeglowalismy po Inside Passage, zaliczajac przy okazji jeszcze jeden port znajdujacy na naszej trasie
Byl nim Ketchikan oddalony od stolicy Alaski ponad 500 km i dlatego musielismy wyplynac z Juneau stosunkowo wczesnie, aby przybyc tam nastepnego poranka
Ketchikan
Ketchikan ma polozenie podobne do Juneau, lezac nad kanalem zwanym Tongass Narrows dzielacym go od wyspy Gravina Island, na ktorej znajduje sie lotnisko, tyle ze gory go otaczajace sa troche nizsze, a poza tym samo miasto rowniez lezy na wyspie - Revillagigedo Island
W zwiazku z tym polozeniem Ketchikan rozwinal sie jako centralny punkt, zarowno transportu morskiego jak i lotniczego, bedac rowniez pierwszym portem na Alasce, do ktorego doplywaja podazajace z poludnia zarowno promy jak i statki wycieczkowe
W momencie gdy my dotarlismy do portu, stal tam juz jeden statek, a mianowicie znana juz nam i podazajaca podobna trasa Ruby Princess
Ketchikan powstalo w 1883 roku, kiedy to zalozona zostala tam pierwsza solarnia lososi, na terenach dawnych obozowisk lokalnych mieszkancow Tlingit, ktorzy koczowali tam podczas polowow tych ryb
Ta poczatkowo niewielka osada rozlozyla sie przy ujsciu malej rzeczki tzw Ketchikan Creek, od ktorej zreszta wziela swoja nazwe i glownie dzieki rybolostwu, wyrebie lasow, a obecnie w bardzo duzym mierze turystyce, miasto bardzo sie rozroslo dochodzac w chwili obecnej do ponad 8 tys mieszkancow
W sezonie letnim przyplywajace tam wielkie "cruise ships" wprost podwajaja ta liczbe, jako ze z danych z 2018 roku kiedy my tam bylismy, wynika iz tym sposobem przybylo do Ketchikan ponad 1 milon turystow, a do portu zawitalo okolo 40 roznych statkow przystajac tam ponad 500 razy
Ale nic w tym dziwnego, bo przyplywaja tam wlasciwie wszystkie statki podrozujace po wodach Alaski i pewnie gdyby miejsc do dokowania bylo wiecej to i stakow tez by sie wiecej znalazlo
Jest to bowiem ostatnio bardzo popularna i wygodna forma podrozy, wiec sciagaja one w to miejsce jak muchy do dobrego zapachu i zanim zeszlismy na lad bylismy swiadkami przybicia kolo nas kolejnego statku, ale tym razem firmy Holland America
Na szczescie tym razem pogoda nam dopisala, wiec po krotkiej wizji lokalnej z najwyzszego pokladu statku ruszylismy zwawo na zwiedzanie miasta
Pierwszym miejscem gdzie postawilismy swoje stopy byl duzy plac nadbrzezny, przy ktorym przycumowany byl nasz statek i gdzie stal kamienny pomnik zwany The Rock czyli Skala, przedstawiajacy 7 postaci naturalnych rozmiarow, bedacych przedstawicielami wszystkich typow ludzi historycznie zwiazanych z rozwojem miasta
Byl wiec przede wszystkim rybak, bo od rybolostwa sie wszystko zaczelo; gornik, jako ze i tam w otaczajacych miasto gorach znaleziono troche zlota i miedzi; drwal niezbedny do scinania drzewa uzywanego do budowy domow, kopaln, a takze rybnych pulapek; pilot ktory nie dosc ze byl lacznikiem z reszta swiata, to jego samolot sluzyl zarowno celom komercyjnym, jak i takze jako ambulans w naglych przypadkach; kobieta reprezentujaca cala rzesze przedstawicielek tej plci uprzyjemniajacych mezczyznom zycie; natomiast sposrod pierwotnych lokalnych mieszkancow, na pomniku znalazla dla siebie miejsce stara babka grajaca na bebnach, jako ze muzyka i taniec byly gleboko zakorzeniona tradycja w kulturze Tlingit, a najwazniejsze miejsce na szczycie skaly zajmowal wodz klanowy z tych pionierskich czasow zwany Chief Johnson
W miejscu gdzie znajdowal sie ten bardzo oginalny i historycznie wazny pomnik, rozpoczynala sie glowna ulica zwana Mission Street wiodaca do starego centrum, nad ktora rozwieszony byl widoczny z daleka znak powitalny
Wkrotce wiec ruszylismy w tym kierunku i my, zwlaszcza ze wiekszosc pasazerow ze statkow parla rowniez wlasnie w tamta strone
Idac wzdluz ulicy napotkalismy po drodze wielki budynek targowy, gdzie handlowano glownie lososiami, ale nie majac w tym kierunku zadnych inklinacji, wkrotce go zostawilismy za soba
Kolejnym ciekawym budynkiem na naszej drodze byl historyczny kosciol episkopalny sw. Jana zbudowany w 1904 roku, tyle ze niestety byl zamkniety, wiec moglismy podziwiac go jedynie z zewnatrz
Po dalszych kilku minutach marszu przekroczylismy praktycznie cale miasteczko, bo ulica konczyla sie sie w poblizu Ketchikan Creek, wokol ktorego rozlozyla sie najciekawsza dzielnica Ketchikan
Zanim jednak tam podazylismy zatrzymalismy sie przy wysokim na 60 metrow totemie wzniesionym w 1901 roku na polecenie Chiefa Johnsona, a zadedykowanym jego wlasnie zmarlej matce, na ktorym miedzy innymi wyrzezbiony jest kruk ktory pomogl czlowiekowi zdobyc ogien, kobieta mgiel bedaca przewodnikiem lososi przyplywiajacych co roku w to miejsce, a na szczycie krolowalo najwazniejsze tamtejsze stworzenie, mityczny orzel zwany Kadjuk
Nie byl to jedyny totem w miescie poniewaz w Ketchikan znajduje sie ponad 80 totemow stanowiac najwieksza na swiecie ich kolekcje przypominajaca o tradycjach i kulturze pierwotnych mieszkancow tego terenu
Jeszcze bardziej znana tamtejsza atrakcja jest malownicza dzielnica Ketchikan tzw Creek Street bedaca w latach 1903 - 1954 slynna tamtejsza Dzielnica Czerwonych Latarni, skladajaca sie w zasadzie z samych burdeli
Poniewaz ulica ta znajdowala sie na drugim brzegu Ketchikan Creek, wiec od strony z ktorej przyszlismy prowadzil do niej drewniany most nad ta rzeczka, a nad nim dumnie gorowala nazwa osiedla, ktore powstalo po wyrzuceniu burdelow z centrum miasta
Jednym z najwiekszych i najlepiej prosperujacych burdeli byl ten historyczny budynek w kolorze lososiowym i z namalowanym na nim lososiem, popularnie zwany "Star", ktory powstal w 1903 roku, a rozbudowany w latach 1910 i 1917, kiedy to dodano mu rowniez sale taneczna
Ze wzgledu na uksztaltowanie terenu wszystkie budynki na Creek Street staly na slupach, a uliczka byla po prostu pomostem miedzy domami, co mialo i dobre strony, poniewaz podczas przyplywu latwo bylo przeszmuglowac kanadyjski alkochol droga wodna i podczas okresu prohibicji w Stanach Zjednoczonych jedynie w tej czesci miasta mozna bylo cos wypic, co sciagalo jeszcze wiecej klijentow i napedzalo ekonomie Ketchikan
Ale podobno nie tylko kawalerowie szukali pocieszenia u mieszkanek Creek Street, wiec zeby nie powodowac niepotrzebnych spiec, od tylu ulicy wiodla specjalna sciezka wsrod lasu, ktoredy zaobraczkowani panowie zachodzili tutaj w celach towarzyskich i w razie potrzeby mogli tez tamtedy uciec aby ich niedyskrecja nie zostala odkryta, a zwana jest ona obecnie Married Man's Trail, czyli Szlak Zonatego Mezczycny
Niestety ze wzgledu na wielka stromizne nie byla to latwa droga , ale widocznie skorka warta byla wyprawki, wiec i my postanowilismy ruszyc sladami niewiernych mezow, co przynajmniej jednemu z nas sprawilo duza satysfakcje i wspielismy sie pod gore, tyle ze nam wspinaczke ulatwily drewniane schody
Sciezka zaprowadzila nas w gorny bieg rzeczki, gdzie znajdowaly sie male kaskady zwane "Salmon Ladder Vista", a woda pedzila tam z wielka szybkoscia i to wlasnie byl najlepszy punkt widokowy na skaczace pod gore lososcie, zdazajace w miejsce swojego tarla
Dla nas jednak inny widok byl bardziej dramatyczny, a mianowicie idac wzdluz brzegow rzeki wprost nie moglismy uwierzyc w niesamowita ilosc tych ryb znajdujacych sie w wodzie i patrzac na to co tam sie dzialo, nic dziwnego, ze Ketchikan uznany jest za swiatowa stolice lososia
Poczatkowo wydawalo sie nam ze rzeka ma taki ciemny kolor, bo jej dno pokryte jest ciemnymi kamieniami, ale jak sie blizej przygladnelismy, to sie okazalo ze ilosc lososi jest tam tak wielka, ze po prostu tego dna nie widac, tylko jedna wielka rybia mase
Jak sie pozniej dowiedzielismy na terenach wodnych wokol Ketchikan wystepuje 5 roznych gatunkow lososia, a naszymi laickimi oczami wypatrzylismy conajmniej dwa, jako ze wsrod czarnych ryb, od czasu do czasu w gore rzucalay sie duzo wieksze i rozowe stworzenia, a caly ten obraz sprawial niesamowite wrazenie, tym bardziej, ze ryby te przybyly tam nie tylko w celach rozrodczych, ale rowniez byl to ich ostatni zyciowy akt prowadzacy do smierci
Samice lososi moga znosic w sumie do kilkudziesieciu tysiecy jajek czyli ikry, ale niestety wiele z nich ginie zanim siegna dojrzalosci, a potem tez narazone sa na stale niebezpieczenstwa, wiec aby liczba ich sie zbytnio nie zmniejszyla, to w poblizu rzeki powstala mala wylegarnia tych ryb zwana Deer Mountains Hutchery, ktora jest jednym z najstarszych tego typu obiektow na Alasce
Znajduje sie tam kilka zbiornikow, w ktorych chodowane sa glownie lososie krolewskie, rocznie ponad 500 tys sztuk, ktore po ukonczeniu roku i paru miesiecy gotowe sa do zycia w slonej wodzie, wiec sa wywozone i wypuszczane do oceanu
Idac jeszcze dalej w gore rzeki mozna dotrzec do muzeum totemow tzw Totem Heretage Center zalozonego w 1976 roku, ktore posiada najwieksza na swiecie kolekcje nieodrestaurowanych, XIX-to wiecznych totemow
Muzeum to ma rowniez na celu zabezpiecznie i propagowanie tradycyjnej sztuki lokalnych plemion Tlingit, Haida i Tsimshian
Na stalej wystawie znajduje sie tam 16 z 33-ech orginalnych totemow, odzyskanych z opuszczonych juz osad Tlingit na Village Island i Tongass Island lezacych na poludnie od Ketchikan oraz z wioski Haida village z Old Kasaan
Oprocz tego muzeum posiada rowniez wiele innych obiektow bedacych wyrobami lokalnych artystow obrazujacych dziedzictwo kulturalne tamtejszych pierwotnych narodow
W drodze powrotnej szlismy znow wzdluz rzeki, ciagle nie mogac sie nadziwic tej ogromnej ilosci lososi, ktora przyplynela tu dac zycie nowemu pokoleniu, tracac przy okazji swoje
Wkrotce znalezlismy sie znowu w tej najbardziej charakterystycznej dzielnicy Ketchikan, ktorej popularnosc nie tylko nie zmalala na przestrzeni lat, ale mimo ze przyczyna jej powstania juz nie istnieje, to przyciaga ona do siebie jeszcze wieksze rzesze ludzkie, a glownie turystow
Magnesem jest nie tylko jej malownicze polozenie nad Ketchikan Creek, gdzie rowniez mozna zaobserwowac jesienia dziesiatki lososi podazajacych w gore rzeki
Ale takze historyczna zabudowa, gdzie kolorowe domy po swojej nie mniej barwnej przeszlosci przeksztalcily sie w obiekty uslugowe troche innego typu jak sklepy i restauracje, a takze galerie sztuki i muzea
Niektore z nich wyposazone byly w tarasy, gdzie mozna bylo znow wydostac sie nad rzeke, a stamtad rozlegaly sie najciekawsze i najladniejsze widoki, zwlaszcza na urocze domki ulokowane nad woda
Panorama tego miejsca z drugiej strony i z przeciwnego brzegu byla rownie wspaniala, a do tego dochodzilo jeszcze tlo soczystej zieleni gorujacego nad rzeka wzgorza
Wsrod wielu innych domkow wyroznial sie ten skromny budynek o seledynowym kolorze, do ktorego zapraszaly panie wystrojone w bardzo prowokujacy sposob, co w koncu i nas skusilo
Byla to posiadlosc gdzie urzedowala kiedys jedna z lepiej prosperujacych kobiet pracujacych zwana Dolly, ktora najpierw zatrudniona byla w znanyn juz nam burdelu "Star", a potem zalozyla wlasny biznes, ktory teraz jest muzeum, a na jego zewnetrznej scianie kroluje bardzo wymowny napis znaczacy w tumaczeniu, ze jest to miejsce gdzie pod gore wedruja zarowno lososie jak i mezczyzni, aby z siebie "wypuscic"
Dolly byla bardzo zaradna i pracowita osoba i dom ktory kupila w 1919 roku za 800$ splacila w dwa tygodnie, choc podobno przecietna dzienna pensja wynosila 1$, ale nic dziwnego, bo 3 minuty z nia kosztowaly 3$, a do tego mozna bylo u niej kupic przeszmuglowana kanadyjska whisky po 50 centow za kielonek
Dom Dolly zostal zachowany w prawie niezmienionym stanie, ze wszystkimi meblami i sprzetami uzytku domowego, a jednym z najciekawszych elementow jego wystroju byly kurtyny wokol wanny ozdobione kwiatami z jedwabnych kondomow uzywanych w tym przybytku
A to juz tylne wyjscie z gornego pietra, skad jak ze wszystkich pozostalych burdeli mozna bylo zniknac w otaczajacym ten dom lesie
Niektorym to nawet bylo smutno ze te piekne czasy sie juz skonczyly, choc tak szczerze mowiac wcale nie bylo tak latwo byc mezczyzna, bo na 100 mezczyzn przypadala wtedy jedna kobieta, wiec trzeba bylo robic jak wol zeby na nia zasluzyc
No ale to "se juz ne wrati" i nawet nie ma juz Dolly, ktora choc dzielnie pracowala do 72 roku zycia, to potem skonczyla w domu starcow, gdzie zmarla majac 88 lat
W sumie jednak zycie miala ciekawe, potrafila sobie poradzic w tamtych ciezkich pionierskich czasach dorabiajac sie sporego majatku i mieszkala w naprawde uroczym miejscu
Oczywiscie nie ona jedna, bo we wszystkich okolicznych posiadlosciach prowadzono kiedys ten sam serwis uslugowy, a jednym z pierwszych z nich byl malinowy domek w poblizu, w ktorym jednak pozniej, na poczatku lat 30-tych XX wieku otwarta zostala kawiarnia zwana June's Cafe, ktora pod koniec lat 40 -tych wykupiona zostala przez Vivian Inman zyjaca tam i prowadzaca ten biznes do 1999 roku, kiedy to zmarla w wieku lat 88, zostajac w pamieci jako najdluzej prosperujaca tam przedstawicielka czarnej czesci amerykanskiego spoleczenstwa
I jeszcze jeden rzut oka na ten uroczy zakatek Ketchikan, ale tym razem w chwili gdy zaczal sie przyplyw i wlasnie w takich to momentach dzialali kiedys przemytnicy przywozacy kanadyjska whisky, dostarczajac ja do domow rozrywki majacych ukryte wejscia w podlodze
Po naszym kilkugodzinnym zwiedzaniu tej najbardziej egzotycznej i malowniczej czesci starego Ketchikan, przyszedl czas na powrot do jego obecnego centrum
Po drodze natknelismy sie na wspanialy sklep z wyrobami lokalnych artystow, w ktorym oczywiscie krolowaly dziesiatki kolorowych totemow
Ogromnie sie nam one podobaly ale niestety nie za bardzo miescily sie do naszych walizek, a tym bardziej w naszym budzecie, wiec kupilismy tylko pare pamiatek duzo mniejszych rozmiarow
Powoli zaczelismy kierowac sie w strone portu, ktory byl najbardziej ruchliwa czescia miasta, obfitujac w wiele sklepow i innych turystycznych obiektow
Gdzies tam za tymi domami miescil sie maly port jachtowy, a z pomostu przed nimi schodzilo sie do statkow wycieczkowych plywajacych po okolicznych wodach
Najatrakcyjniej jednak wygladala zabudowa nadbrzeznej ulicy Front Street, przy ktorej cumowaly te ogromne statki wycieczkowe
Widoczne stamtad byly nie tylko wysokie i zielone pagorki wyspy Gravina Island, ale i rowniez duzo bardziej plaskie brzegi mniejszej wysepki wcinajacej sie w kanal, zwanej Pennock Island
Niestety jednak te piekne widoki przesloniete byly czesciowo przez cumujace przy brzegu statki, tak jak nasza Star Princess, przy ktorej juz powoli zbieraly sie autobusy przywozace pasazerow z wycieczek, co swiadczylo ze czas wracac
Wkrotce wiec znalezlismy sie znowu na gornym pokladzie, zeby jeszcze troche przygladnac sie miastu z gory
Wtedy to tez wypatrzylismy pieknego orla z rozlozonymi skrzydlami, dzieki ktoremu, jak niektorzy twierdza powstala nazwa Ketchikan znaczaca w lokalnym jezyku Tlingit, Thundering Wings of an Eagle, czyli grzmiace skrzydla orla
No i na tym wspanialym obrazku zakonczylismy swoja wizyte w ostatnim miescie Alaski na naszej trasie
Niedlugo bowiem potem ruszylismy juz w dalsza droge, zostawiajac za soba to piekne miejsce, ale zarazem biorac ze soba wiele wspomnien i jeszcze wiecej zrobionych zdjec
Powoli nadchodzil zmierzch, ktory jak widac, wygonil z portu nastepne statki podazajace za nami wspolnym kursem
No a my zajelismy strategiczne pozycje przed ogromnym ekranem na pokladzie, przy ktorym spedzilismy ostatni spokojny wieczor naszej podrozy
Przed nami bowiem zostal ostatni jej etap, ale juz bez zatrzymywania sie w zadnym porcie, tylko zegluga pomiedzy wyspami Inside Passage, a koncowym punktem byl Vancouver
Ostatni wiec dzien wycieczki spedzilismy na pokladzie, gdzie niektorzy postanowili w koncu wykorzystac pewne dostepne nam luksusy
Co powazniejsi jednak czlonkowie naszej rodziny woleli podziwiac okoliczne widoki, do ktorych wkrotce doszla innego rodzaju atrakcja
Bylo nia stado delfinow wyscigujace sie z naszym statkiem i choc teraz juz nie pamietamy kto wygral te zawody, to z przyjemnoscia podziwialismy te wspaniale zwierzeta plynace tuz obok
Oczywiscie popisywaly sie przed nami skaczac co chwila ponad wode, czyniac to jak gdyby bez zadnego wysilku, co wzbudzalo zachwyt u wszystkich pasazerow wyleglych na poklad aby obserwowac te pokazy
Po naszym spektakularnym spotkaniu z tymi najbardziej przyjaznymi czlowiekowi stworzeniami morskimi, udalismy sie na dalsza eksploracje statku, wspinajac na najwyzszy poklad dostepny dla pasazerow
Znajdowalo sie tam boisko do koszykowki, ktore jak widac nie bylo zbyt popularne przy zimnej pogodzie i przy typie klijenteli znajdujacej sie akurat na statku
Nawet nam nie za bardzo chcialo sie juz ruszac i to nie tylko ze wzgledu na lenistwo, ale rowniez na pewne doleglosci zwiazane z narzadami ruchu, wiec przyjemniej bylo przysiasc na laweczce i obserwowac zostajace za nami krajobrazy
Przy okazji zainteresowalismy sie wiszacym nad rufa pomieszczeniem, gdzie jeszcze do tej pory nie mielismy czasu ani potrzeby zagladnac, wiec postanowilismy naprawic to niedociagniecie
Prowadzil do niego bardzo elegancki i oszklony, rowniez wiszacy nad pokladem korytarz
Po dojsciu blizej okazalo sie ze jest to bardzo ekskluzywny klub nocny, gdzie mozna bawic sie do rana
Dowiedzielismy sie rowniez, ze w ciagu dnia moga z niego korzystac pasazerowie z odpowiednio duza iloscia dni spedzonych na statkach tej firmy, do ktorych i my nalezymy
W sumie wiec troche pozno sie o tym przekonalismy, bo czasami zamiast marznac na deku, przyjemniej byloby posiedziec za szyba skad widok byl rowniez wspanialy, ale jak to sie mowi: madry Polak po szkodzie, bo rejs sie juz konczyl
Podczas naszych wedrowek po statku zeszlismy rowniez na nizszy poklad, gdzie takze znajdowala sie promenada spacerowa i skad widac bylo w troche innej perspektywie niz z gornego pokladu
Porosniete zielonym lasem i przesuwajace sie wolno pagorki wydawaly sie jakby byly blizej naszego zasiegu
Bylismy rowniez w stanie widziec do przodu, poniewaz zadaszony dziob otwarty byl do spacerow
Spedzilismy wiec na nim troche czasu, podziwiajac piekna scenerie, w strone ktorej plynelismy
W koncu jednak znowu podazylismy w strone rufy, bo stamtad lepiej widoczny byl zachod slonca, ktore powoli zblizalo sie do widnokregu
Wkrotce tez zniknelo ono za gorami przeslaniajacymi caly horyzont, robiac jedynie waskie miejsce na korytarz wodny ktorym plynelismy, zostawiajac za soba wzburzone wody kilwateru
W drodze na ostania kolacje, ktora zazywalismy w bufecie na gornym pokladzie, zerknelismy jeszcze na tylny basen, gdzie jak sie okazalo, mimo zimnej pogody ciagle jakies nieustraszone morsy plawily sie w rownie zimnej wodzie
Nastepnego zas ranka, jeszcze przed wschodem slonca zawitalismy w Vancouver, ktory byl docelowym portem naszego rejsu wzdluz wybrzeza Alaski
Slonce dopiero budzilo sie ze snu, kiedy statek nasz doplywal do miejsca swojego postoju w samym centrum miasta
Ktore wkrotce rozzlocilo sie w blasku promieni slonecznych, malujacych naprawde przepiekny obraz Vancouver, bedacy jakby wspanialym uwienczeniem naszej niezapomnianej podrozy po Alasce i Yukonie
A zakonczonej wspanialym rejsem pozwalajacym nam dotrzec w tereny inaczej niedostepne, ktorych niezaprzeczalny urok wspominamy do dzisiaj
|
|
|
|
|
|
|
|
Dzisiaj stronę odwiedziło już 49 odwiedzający (52 wejścia) tutaj! |
|
|
|
|
|
|
|