alek-ewa3
  Brazylia - Altar do Chao
 


Brazylia



Ostatnim amazonskim a zarazem brazylijskim portem na trasie naszej wyprawy byla mala miejscowosc Alter do Chao



Alter do Chao wlasciwie nie lezy nad Amazonka, ale nad jej doplywem Rio Tapajos, kilkadziesiat kilometrow od ujscia tej rzeki do Amazonki w miescie Santarem, ktore odwiedzilismy plynac do Manaus



Na niebieskie wody Tapajos, ktora w tym miejscu rozlewala sie duzo szerzej niz glowny nurt Amazonki, wplynelismy wczesnym rankiem



Nad plaskim brzegiem rzeki dominowalo jedno z dwoch wzgorz gorujacych nad miastem, od ktorego Alter do Chao dostalo swoja nazwe w tlumaczeniu z portugalskiego brzmiaca "Koscielny Oltarz"



Ta niewielka miejscowosc usadowila sie w bardzo ciekawym miejscu naprzeciwko piaszczystej mierzei  zwanej "Ilha Amor" czyli "Wyspa Milosci" ogradzajacej od rzeki wewnetrzne jezioro Lago Verde



Wyspa ta podczas suchej pory jest wlasciwie polwyspem, a znajduja sie na niej i dookola niej jedne z najpiekniejszych rzecznych plaz swiata, dzieki czemu miejsce to nazwane zostalo "Brzylijskie Karaiby"


Wlasnie dzieki tym wspanialym walorom krajobrazowo - wypoczynkowych Alter do Chao stalo sie waznym osrodkiem turystycznym i wplywaja tam takze wielkie statki wycieczkowe



Poniewaz jedna z wiekszych atrakcji turystycznych miasta sa wycieczki po jeziorze i wzdluz dochodzacych do niego rzek, wiec i my zdecydowalismy sie na taka wyprawe



Najpierw jednak trzeba bylo dostac sie za ta wspaniala piaszczysta mierzeje, bedaca rajem dla milosnikow plazowania i letniego wypoczynku nad woda



W sumie jednak poniewaz bylismy tam juz na poczatku pory deszczowej, wiec cala ta sceneria ulegla ogromnej zmianie, a plaze powoli znikaly pod powierzchnia wody



Co prawda te najwyzej polozone chaty mialy jeszcze kawalek gruntu pod soba, ktory jednak ogromnie sie zwezyl



Natomiast wiekszosc drewnianych szalasow pokrywajacych cala dlugosc polwyspu stala juz po kolana w wodzie



Nie mielismy wiec najmniejszych problemow zeby przedostac sie na zielone jezioro znajdujace sie za mierzeja



Po krotkiej przejazdzce po jeziorze zaglebilismy sie w jedna z uchodzacych do niego rzeczek



Plynela ona wsrod gestej dzungli, a poniewaz poziom wody byl juz dosc wysoki, wiec wiekszosc przydroznych drzew byla zalana



Podczas naszej egzotycznej wyprawy w gore rzeki mijalismy od czasu do czasu miejscowe lodki, ktore byly jedynym srodkiem transportu na tym terenie



Przy brzegu natomiast oprocz lodzi, przcumowane byly nawet cale domki na wodzie zalatwiajace za jednym zamachem i mieszkanie i transport



Parokrotnie minelismy rowniez identyczne jak nasza, turystyczne lodki wiozace najprawdopodobniej rowniez pasazerow naszego statku



Miejscami las przerzedzal sie tworzac troche bardziej otwarte przstrzenie, gdzie podczas suszy byla plaza i gdzie zauwazylismy troche lepszego standartu jednostke plywajaca, ale ludzie z niej zagubili sie gdzies w puszczy



Po kilkunastominutowej podrozy na brzegu ukazaly sie dachy jakiegos budynku zanurzonego w gestym gaszczu zieleni



Po chwili okazalo sie ze doplynelismy do osrodka turystycznego, gdzie mozna bylo przesiasc sie na kajaki i jeszcze bardziej zaglebic w dzungle



Mozna tez bylo usiasc na tarasie restauracji i odetchnac przy drinku, ale poniewaz mielismy zamiar zwiedzic tez samo miasto, wiec zrezygnowalismy z tej przyjemnosci



Wkrotce wiec znalezlismy sie w drodze powrotnej z zalanego lasu, ktory miejscami straszyl wyschnietymi kikutami drzew sprawiajacymi dosc dramatyczne i tajemnicze wrazenie



Po powrocie na jezioro otworzyla sie zas przd nami szeroka panorama calej mierzei z wyroslymi na niej turystycznymi chatkami, nad ktorymi gorowala sylwetka naszego statku ukazujaca sie za nimi na horyzoncie



Zanim jednak wrocilismy do przystani, przeplynelismy jeszcze obok czesci mierzei znajdujacej sie ciagle ponad powierzchnia wody, gdzie ciagle wrzalo turystyczne zycie



Potem podplynelismy na druga strone zatoki, ktora konczyla sie skalistym urwiskiem zwanym Ponta do Taua



Tuz za nim znajdowala sie jeszcze jedna urocza plazyczka i nawet przy brzegu kolysala sie mala lodka, ale nikogo tam nie zauwazylismy



Natomiast na srodku tej niewielkiej rzecznej zatoki dominowal nasz statek odpoczywajacy na spokojnej wodzie Rio Tapajos



Po powrocie w strone miasta zaskoczyl nas na brzegu widok ogromnego i bardzo nowoczesnego osrodka turystycznego, jakiego nie spodziewalismy sie zobaczyc w tej zagubionej w dzungli malej miescinie



Alter do Chao ufundowane zostalo w 1626 roku przez Portugalczykow, otrzymujac prawa miejskie w 1758, ale poczatkowo mieszkali w nim jedynie lokalni Indianie i mimo ze znajdowalo sie ono na trasie transportu kauczuku, to jego powazniejszy rozwoj nastapil dopiero pod koniec XX stulecia, a przyniosla go turystyka



Po powrocie na przystan ruszylismy w strone miasta, a droga wiodla najpierw dlugim pomostem zbudowanym na podmoklych terenach przybrzeznych



Wkrotce jednak dotarlismy do dlugiej ulicy, ktora prowadzila prosto do centrum Alter do Chao i ktora tak szczerze mowiac wcale nie wygladala zbyt zachecajaco



Jedynie tylko od czasu do czasu trafiala sie przerwa w ciagnacych sie wzdluz niej murach i ukazywal widok na zatoke



Po kilkunasto minutowym spacerze dotarlismy do miejskiego rynku, ktory w przeciwienstwie do przygnebiajacej ulicy wygladal bardzo sympatycznie i kolorowo



W jego przybrzeznej czesci znajdowala sie podwyzszona platforma widokowa skad rozlegal sie piekny widok na otaczajaca miasto z dwoch stron zatoke



Bardzo dobrze widoczne byly stamtad wystajace ponad powierzchnie wody dachy drewnianych szalasow oraz zielone korony drzew rosnacych na czesciowo zalanej Wyspie Milosci



Niestey po piasku nie bylo ani sladu, ale dzieki temu otwarta byla droga na jezioro, po ktorym tak niedawno plynelismy



Z tego malego podwyzszenia moglismy rowniez przygladnac sie kramom pokrytym strzechami, ktore przyciagaly do siebie ogromna gama lokalnych wyrobow



Po zejsciu na dol postanowilismy obejsc rynek dookola i przyjrzec sie szczegolowiej co do zaoferowania ma to miasteczko



Nie zabraklo w nim oczywiscie malych restauracji, ktore czesto prezentowaly elementy zwiazane z lokalna przyroda, a w tym przypadku ta kawiarnia napewno zwala sie "Pod Delfinem"



W drugiej swojej czesci rynek przeksztalcony byl na zielony park porosniety tropikalnymi drzewami, dajacymi duzo cienia tak waznego w tamtejszym goracym klimacie



Natomiast boczne uliczki przyciagaly oczy wielobarwnymi i bardzo egzotycznie wygladajacymi ubiorami wystawionymi przed malymi sklepikami



Jednym z wiekszych budynkow na tym centralnym placu byl glowny supermarket, o bardzo ciekawym wygladzie i to zarowno pod wzgledem architektonicznym jak i kolorytycznym



Oczywiscie wstapilismy do niego na chwilke, zakupujac niezbedne do zycia produkty, ktore spozylismy na pobliskiej laweczce



A potem pobawilismy sie troszke z frywolnymi delfinami, ktore byly jedna z ozdob tego miejsca



Tuz obok centrum sklepowego znajdowala sie druga i jeszcze wieksza, a zarazem duzo bardziej historyczna budowla, jaka byl kosciol pod wzwaniem Matki Boskiej Zdrowia, bedacej nie tylko patronka wioski, ale rowniez mieszkajacych tam Indian Boraris, ktory byl trzecim z kolei tamtejszym kosciolem a zbudowanym w latach 1876-1896, tyle ze niestety nie udalo sie nam wejsc do srodka, wiec moglismy jedynie z zewnatrz podziwiac jego barokowa fasade



Po drugiej stronie kosciola, rowniez kwitl handel, ale raczej nie towarami codziennej uzytecznosci, tylko wyrobami lokalnej sztuki



Tuz obok natomiast znajdowala sie kolejna restauracja z tarasem widokowym i duza iloscia dziadkow ze statku, zazywajacych tam odpoczynku



My jednak nie skusilismy sie na tego typu rozrywke, poniewaz w planie mielismy raczej zazycie kapieli, w tym tak oslawionym kurorcie brazylijskim



Skierowalismy sie wiec w strone nabrzeza, ktorym wiodl w miare elegancki bulwar nadrzeczny



Stanowil on zarazem maly porcik dla niewielkich lodzi, od ktorych az sie tam roilo i to nie tylko przy brzegu, ale takze przy bojkach



Co kilkanascie metrow odchodzila od nabrzeza dodatkowa platforma, z ktorej mozna bylo dostac sie do wody i do lodek



Rowniez jednak tam bylo widac, ze poziom wody jest wysoki, poniewaz miedzy lodkami wyrastaly pojedyncze drzewka, ktorych pnie zanurzone byly w niej dosc gleboko



Natomiast troche dalej od brzegu na lagodnych falach kolysaly sie bardzo malowniczo wygladajace lodki wycieczkowe, chyba troche lepszego standartu niz ta ktora my plynelismy



W sumie wiec widoki z brzegu byly bardzo ladne, w zwiazku z czym spacer ten byl duzo przyjemniejszy niz nasz poprzedni marsz po wewnetrznej ulicy miasta



Wkrotce jednak bulwar sie skonczyl i dotarlismy do nizszych terenow w poblizu plazy, gdzie na piasku osadzona byla kolejna partia lodek



Kawalek dalej znajdowal sie jeden z tych barow, ktorego stoliki staly w wodzie, i ktory oczywiscie pelny byl klientow, ale na szczescie jeden z sympatycznych Amerykanow ustapil nam miejsce




Skrzetnie sie wiec tam sprowadzilismy, szczesliwi ze i my bedziemy mogli sprobowac tej popularnej brazylijskiej atrakcji jaka bylo drinkowanie z nogami w wodzie, no i rzeczywiscie trzeba przyznac iz bylo to bardzo przyjemne i relaksujace zajecie




Po chwili jednak zdecydowalismy sie ze jeszcze wieksza atrakcja bedzie kapiel w tej brazylijskiej rzece, ktora co prawda z tej perspektywy wygladala tak brazowo jak Amazonka, ale barwa ta byla tylko wynikiem znajdujacej sie tuz pod powierzchnia wody zalanej przez nia plazy



Plycizna ta ciagnela sie dosc daleko, choc bardziej niebieska woda widoczna w oddali swiadczyla, ze miedzy ladem a wyspa znajduje sie rowniez troche wieksza glebina



Tak czy inaczej mozna bylo sobie swobodnie poplywac, choc z odrobina niepewnosci, czy nie zaplatalo sie tam jakies stadko pirani, albo zagubiony kajman poszukujacy czegos do przegryzienia



Nic takiego sie jednak nie zjawilo i tylko serwowana tam capirinha miala troche podejrzany smak i co poniektorym z nas troche zawrocila w glowie



Moze i przez to nie wszyscy odroznili kapielowki od krotkich spodni, przebierajc sie dopiero po kapieli



No coz rozum na starosc juz nie taki bystry, a wedlug powiedzenia, jak sie nie ma w glowie to ma sie w nogach, a w tym przypadku w rekach, trzeba bylo wziac sie za mala przepierke, zeby pozbyc sie z portek piasku



Natomiast ci co byli jeszcze w pelni myslacy, mogli w tym czasie rozkoszowac sie ta nietypowa kapiela na krzesle



No coz przyjemne to byly chwile, szkoda tylko, ze takie krotkie, bo wkrotce trzeba sie bylo zbierac z powrotem na statek



Oczywiscie z zalem opuszczalismy to urocze miejsce, ktore rzeczywiscie zasluzylo sobie na wszystkie wielkie pochwaly jakimi je darzono



Nic wiec tez dziwnego, ze Alter do Chao jest coraz bardziej popularne i powstaje tam coraz wiecej wspanialych osrodkow wczasowych



Po powrocie na statek, z jego gornego pokladu ciagle moglismy podziwiac powoli znikajaca pod woda mierzeje, ktora w calej swojej okazalosci wynurzy sie dopiero za kilka miesiecy, podczasu pory suchej, gdy z gornego biegu rzeki przestana naplywac wielkie ilosci wody



A to juz ostatni rzut oka na Alter do Chao ukryte w zieleni otaczajacej go dzungli, ktore powoli zaczelo znikac na horyzoncie, podczas gdy my kierowalismy sie w strone ujscia Tapajos do Amazonki



Zanim jednak tam dotarlismy zastal nas pomaranczowy zachod slonca, ktore chowalo sie w szerokim rozlewisku tej rzeki



Do miejsca gdzie Tapajos laczylo sie z Amazonka doplynelismy wiec dopiero o zmierzchu, ale i tak bardzo dobrze widoczna byla roznica koloru wody obu tych rzek



Natomiast Santarem, ktore mijalismy powoli, przybralo juz nocna szate, znana nam z poprzedniej naszej tam wizyty, tyle ze nas nie zegnal zaden inny statek



Po dwoch nocach i dniu spedzonym na Amazonce dotarlismy pod Macape, brazyliskie miasto lezace nad polnocnym kanalem Amazonki, niedaleko jej ujscia do Atlantyku



Macapa liczy prawie pol miliona mieszkancow i jest nie tylko stolica polnocnego stanu Brazylii - Amapa, ale tez ze wzgledu na to ze biegnie przez nia rownik, czasem zwana jest Stolica Srodka Swiata



Mimo tego ze jest rowniez ekonomicznym centrum Brazylii, miasto nie ma polaczenia drogowego z zadnym innym stanem tego kraju, a jedyna ladowa droga prowadzi stamtad do Francuskiej Gujany



Po minieciu Macapy jeszcze jakis czas plynelismy Amazonka, powoli zblizajac sie do jej ujscia do Atlantyku



W miejscu tego polaczenia rzeka siegala szerokosci prawie 200 km, nic wiec dziwnego, ze wkrotce stracilismy z oczu caly lad



W pewnym momencie za soba zostawilismy takze i brazowe wody tej najwiekszej na swiecie rzeki i wplynelismy na niebieski Atlantyk



Co prawda jego granatowy kolor bardzo powaznie wyblakl w blaskach chylacego sie ku zachodowi slonca



Wkrotce zmienilo ono nie tylko zabarwienie wody, ale i calego niebosklonu, malujac go w pomaranczowo-zolte poswiaty

 
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 18 odwiedzający (46 wejścia) tutaj!