alek-ewa3
  Male Antyle - Curacao, Willemstad
 


Holenderskie Antyle



Nastepnym celem na trasie naszego rejsu byly dawne Holenderskie Antyle bedace najbardziej na zachod wysunietymi wyspami tego archipelagu, a trzy z nich czesto zwane sa wyspami ABC od pierwszych liter ich nazw, a wiec: Aruba, Bonaire i Curacao

    Curacao

Pierwsza z nich do ktorej zawitalismy byla Curacao odkryta w 1499 roku przez Hiszpanow, ale od 1634 z malymi przerwami nalezaca do Holandii, uzyskujac czesciowa niepodleglosc w 1954, a po 2010 roku stajac sie osobnym terytorium zaleznym Holandii o specjalnym statusie


    Willemstad

Stolica Curacao jest zbudowane przez Holendrow miasto Willemstad, ktore bylo rowniez stolica calych Holenderskich Antyli do 2010 roku, kiedy jako takie przestaly one istniec



Najpiekniejsza jego wizytowka jest przesliczna architektura zawierajaca w swoim kolonialnym stylu ogromne wplywy typowego holenderskiego budownictwa



Zawitalismy tam wczesnym rankiem, kiedy miasto jeszcze spalo, ale juz z pokladu widac bylo, ze spacerujac po nim bedziemy mieli niesamowita uczte dla oczu



Co prawda keja do ktorej przybilismy lezala troche na uboczu i samo jej otoczenie nie wygladalo moze najbardziej zachecajaco, ale i tak nie brakowalo tam przepieknej gamy kolorow tak charakterystycznej dla tego miasta



W wiekszym zblizeniu duzo lepiej widoczne byly bowiem nie tylko kolorowe male portowe domki, ale takze wielobarwne autobusy czekajace na turystow



Co prawda nie byly to chyba najnowoczesniejsze modele, ale swoim bajecznie kolorowym wygladem nadrabialy technologiczne braki



Poniewaz jednak my nie zamowilismy zadnej wycieczki ze statku, wiec ogladnelismy je tylko z zewnatrz i podralowalismy do miasta na piechote



Trasa nasz wiodla pieknym nadmorskim deptakiem, ktory zaczynal sie zaraz przy porcie i skad bardzo ladnie widoczny byl nasz statek przycumowany do brzegu



Byla to rowniez bardzo popularna sciezka dla okolicznych mieszkancow, wsrod ktorych najbardziej aktywne byly mamusie z dziecmi zazywajace porannych spacerow



Tuz obok znajdowalo sie bowiem duze osiedle z blokami mieszkalnymi zbudowanymi rowniez  w przepieknym kolonialnym stylu



Jak rowniez widac nie zalowano na ich wykonczenie kolorowych farb, ktore dodawaly temu miejscu ogromnie duzo uroku



Po chwili marszu miedzy tymi slicznymi budynkami dotarlismy do niewielkiego placu, ktorego dodatkowa ozdoba byla blekitna fontanna



Tuz obok zaznaczono tzw Kissing Spot czyli miejsce gdzie nalezy sie calowac, wiec chcac nie chcac nie smielismy zlamac tradycji, choc jak przystalo na nasz dostojny wiek, raczki przy sobie



Na tych zas co sprzeniewierzyli sie zwyczajom skierowana byla armatnia lufa dosc pokaznych rozmiarow



Tak naprawde jednak nalezala ona do znajdujacego sie obok fortu, ktory powstal w 1828 roku broniac dostepu do zatoki bedacej naturalnym portem miasta



Obecnie jednak przeksztalcony on zostal w centrum komercjalne z wieloma restauracjami, barami i sklepami pamiatkowymi



Spotkac tam rowniez mozna bylo jednego z najslynniejszych karaibskich korsarzy kapitana Morgana zyjacego w XVII wieku, od ktorego imienia nosi nazwe jedna z odmian rumu



W forcie znajdowalo sie takze male muzeum zwiazane z jego historia, ale najwazniejsze  ze mozna bylo rowniez wspiac sie na jego mury obronne



Wkrotce tez znalezlismy sie na ich szczycie i jak sie okazalo bylo tam dosc szeroko, ale nie wszedzie byl dobry widok



Najbardziej otwarty byl on na dziedziniec fortu, gdzie znajdowaly sie te wszystkie komercjalne placowki



Natomiast miedzy wysokimi blankami wypatrzylismy wysoki budynek Plaza Hotel, znajdujacy sie po drugiej stronie zatoki



Znalezlismy rowniez punkt skad widoczna byla ta najpiekniejsza czesc Willemstad oraz pontonowy most do niej prowadzacy



Poniewaz spieszylismy sie aby jak najszybciej znalezc sie na uroczych ulicach tego miasta, wiec wkrotce opuscilismy fort wychodzac po drugiej jego stronie, gdzie rowniez strzegly go odpowiednie dziala



Dopiero tez z tej strony jego mury zbudowane z koralowca byly bardzo ladnie wyeksponowane, a rosnace przed nimi palmy dodawaly temu miejscu wiele egzotyki



My jednak posuwalismy sie dalej wzdluz nabrzeza i w kierunku mostu, ktory widzielismy z gory



Ten pontonowy most zwany jest Mostem Krolowej Emmy - Queen Emma Bridge i laczy dwie dzielnice Willemmstad polozone po przeciwnych stronach kanalu zwanego Sw Anna Bay, ktory wiedzie do ogromnej laguny w srodku wyspy i jest regularnie otwierany aby przepuscic jednostki plywajace zdazajace do wewnetrznego portu lub z portu, a w tym czasie ludzie przewozeni sa przez kursujace tam dwa promy



Most zbudowany zostal w 1888 roku i orginalnie trzeba bylo za przejscie przez niego placic, choc ludzie bez butow, czyli biedacy mogli go przekraczac za darmo



Od 1974 roku przestaly po nim jezdzic pojazdy, poniewaz dla ruchu samochodowego oddano nowoczesny cztero pasmowy Most Krolowej Juliany, ktory siega wysokosci 56,4 metra nad poziom wody stanowiac jeden z najwyzszych punktow wyspy i ciekawy dodatek do wygladu Willemstad



Patrzac ze srodka pontonowego mostu, na lewo od Queen Juliana Bridge otwierala sie panorama na kolorowe budynki Otrobandy, nowszej dzielnicy miasta ktora powstala w 1707 roku, kiedy ilosc mieszkancow przerosla rozmiary orginalnego miasta



Po tej samej stronie, ale w kierunku morza widoczne bylo miejsce skad przyszlismy, a wiec fort i kolorowe bloki




Natomiast po drugiej stronie rozlozyla sie ta najstarsza dzielnica zwana Punda, ktora zalozona zostala w 1634 roku, w momencie gdy wyspe przejeli Holendrzy



I wlasnie ze wzgledu na swoje walory historyczne i unikalna architekture stare miasto i port zostaly wpisane na liste swiatowego dziedzictwa UNESCO



Azeby zas uratowac ten juz tez historyczny most od zakochanych, wystawiono na brzegu metalowe serce, na ktorym moga oni zamykac swoje uczucia, co w tym przypadku nam sie nie udalo, bo nie mielismy klodki



Bez przeszkod moglismy za to podziwiac ta przepiekna architekture Willemstad, opierajaca sie na holenderskich tradycyjnych ceglanych budynkach, ktore w nastepnym stuleciu uzyskaly wykonczenie barokowe stajac sie przesliczna wizytowka miasta



Kazda kamienica miala swoj indywidualny styl i kolor, a wszystkie byly tak pieknie wycackane, jakby doiero zostaly oddane do uzytku



Na jednej z nich znalezlismy tez bardzo orginalny zegar z zewnetrznymi dzwonkami wybijajacymi godziny



Na srodku zas glownego placu ogromny napis przypominal nam w jakiej czesci swiata wlasnie jestesmy



  Z kolei kawalek dalej inny napis obrazowal najczesciej uzywane slowko w Curacao, ktore mozna tlumaczyc na wiele roznych sposobow, ale zawsze oznacza ono cos milego, dobrego i pieknego, a czasem i romantycznego



Niedaleko obok usadowil sie wspanialy budynek koscielny, a przynajmniej wygladajacy na kosciol, tylko niestety byl zamkniety, wiec nie pomoglo obchodzenioe go dookola, bo innego wejscia i tak nie znalezlismy



Pozniej dowiedzielismy sie ze poczatkowo byla to swiatynia zydowska zwana Temple Emanuel, zbudowana przez grupa zreformowanych Zydow, ktorzy w 1864 roku oddzielili sie od swojej kongregacji, aby 100 lat pozniej do niej wrocic, a ten wspanialy budynek zostal sprzedany rzadowi i po remoncie oddany jako biura w rece prokuratury



Jakies 100 metrow dalej idac w glab miasta odkrylismy z kolei ta pierwsza swiatynie zydowska zwana The Hope of Israel-Emanuel Synagogue, ktora jest najstarsza ocalala synagoga w obu Amerykach, a ktorej obecny budynek pochodzi z 1730 roku



Po dalszym krotkim marszu dotarlismy na druga strone malego polwyspu na ktorym ulokowalo sie stare miasto, oddzielonego bocznym kanalem od dalszej jego czesci



Rowniez i w tym miejscu nie zatracilo ono swojego uroku, bo i tam malownicze domki zdobily nadbrzezna uliczke



Oprocz tego znalezlismy tam jeszcze jeden ciekawy obiekt jakim byl tzw Ronde Markt, bedacy ogromna hala targowa, gdzie mozna bylo kupic nie tylko swieze produkty zywnosciwe oraz sprzety domowego uzytku, ale rowniez zjesc jakies lokalne potrawy



Natomiast ze znajdujacego sie tuz obok mostu widoczne byly kolorowe lodki, ktore z kolei porozkladane mialy przed soba rownie kolorowe stragany ze swiezymi rybami



Po tym naszym krotkim, ale bardzo ciekawam spacerze po starowce nadszedl czas powrotu, poniewaz zamowilismy sobie wycieczke po wyspie, ktora startowala tuz przy moscie Krolowej Emmy



Wkrotce wiec zameldowalismy sie z powrotem przed ta chyba najpiekniejsza kamienica w Willemstad pochodzaca z 1708 roku, a zwana teraz budynkiem Penha, jako ze jest to obecnie wielki dom handlowy firmy Penha specjalizujacej sie w perfumach, kosmetykach i okularach



Stamtad jeszcze podeszlismy pare krokow pod kolejny fort zwany Fort Amsterdam wzniesiony w 1634 roku, w celu obrony portu od strony Pundy, ktory w dniu dzisiejszym jest siedziba rzadu Curacao



Ulokowany on byl wlascie naprzeciwko Rif Fortu, zza ktorego z kolei wynurzala sie sylwetka naszego statku dosc znacznie przewyzszajaca go w rozmiarach



Patrzac natomiast w przeciwnym kierunku, horyzont zaslanialy dwa wspomniane juz wczesniej mosty laczace ze soba dwie glowne dzielnice miasta



I jeszcze widok na Penha Building, gdzie wkrotce znowu popedzilismy w celach wycieczkowych, choc czekalo tam na nas male rozczarowanie, bo dowiedzielismy sie, ze wytwornia rumu ktora mielismy zwiedzac jest zamknieta, wiec mozemy jedynie zwiedzic muzeum



Na szczescie oprocz zapoznania sie z historia i technologia produkcji slynnego Curacao Liqueur, rowniez tam moglismy posmakowac tego wspanialego lokalnego trunku



Produkowany on jest z 98% alkoholu, cukru oraz ze skorek rosnacej na wyspie specjalnej odmiany pomaranczy zwanej laraha



Orginalny napoj ma pomaranczowe zabarwienie, ale produkowane jest wiele jego odmian o roznych smakach i kolorach, z ktorych najbardziej popularnym jest likier koloru niebieskiego



Dalsza trasa naszej wycieczki prowadzila wzdluz bardziej odleglych dzielnic Willemstad, gdzie napotkalismy przerozne budowle o bardzo ciekawym wykonczeniu scian zewnetrznych



Przejezdzalismy rowniez przy wspanialych rezydencjach, ktore wprost zachwycaly swoja piekna architektura i barwa



Ale i male przydrozne domki wygladaly rownie uroczo zachwycajac swoja schludnoscia i pieknymi pastelowymi kolorami



A to juz maly kosciolek poza miastem, ktory rowniez bardzo sie nam spodobal, wiec w przelocie uchwycilismy i jego sliczny wizerunek



Po dalszej chwili jazdy dotarlismy do jednego z punktow widokowych, ktory propagowal uwielbienie dla tej rzeczywiscie bardzo urokliwej i sympatycznej wyspy



No i widok stamtad byl rowniez wspanialy, a zwlaszcza koloryt wody mieniacej sie w tym miejscu wieloma odcieniami blekitu



Gdzies w oddali wypatrzylismy zlote plaze, a na spokojnej tafli laguny kolysaly sie dziesiatki bialych jachtow



Wkrotce potem i my zawitalismy na jedna z pieknych tamtejszych plaz zwana Bon Bini Beach



Poniewaz znajdowaly sie tam rowniez osrodki wypoczynkowe, wiec byla ona bardzo ladnie zagospodarowana



No a przede wszystkim piasek byl tam przesliczny, woda wspaniala do kapieli, a cala laguna odgrodzona byla rafa od pelnego morza



Do tego egzotyczne palmy rosnace na brzegu dodawaly jeszcze wiecej uroku temu slicznemu obrazkowi



Jedyny mankament to to ze plaza nie byla zbyt szeroka zwlaszcza podczas przyplywow i porozkladane lezaki tarasowaly przejscie



A tak poza tym miejsce to wygladalo idealnie na letni wypoczynek, ale niestety nie mielismy czasu zeby sie tam na dluzej zatrzymac



  Udalo sie nam jedynie zmoczyc nogi i przejsc sie troche po bialutkim piasku udajac ze i my przyjechalismy tam na wywczasy



No i spotkac z kapitanem Morganem, ktory ukryty w lasku palmowym reklamowal rum noszacy jego imie



Niestety jednak nasza wizyta na plazy byla bardzo krotka i po chwili musielismy znowu zaladowac sie do naszej wycieczkowej limuzyny i wrocic do miasta



Wracajac przejezdzalismy tym wysokim mostem, ale niestety nie bylo na nim miejsca zeby sie zatrzymac, wiec tylko w biegu moglismy uwiecznic na zdjeciu obraz miasta i naszego statku widocznego na widnokregu



Wkrotce potem znowu sie na nim znalezlismy, aby tym razem z pokladu podziwiac most, ktorym niedawno jechalismy



Nie zabawilismy jednak na nim dlugo, bo po zjedzeniu popoludniowego posilku znowu wyszlismy na brzeg, jako ze statek odplywal dopiero wieczorem



Po raz wiec kolejny znalezlismy sie na slicznej promenadzie wijacej sie wzdluz wybrzeza



Tym razem zatrzymalismy sie na niej kilkakrotnie, aby podziwiac okoliczne widoki i widniejacy po drugiej stronie kanalu nowoczesny hotel



Nastepnie dotarlismy do znanego juz nam kolorowego osiedla, gdzie podobno znajdowal sie takze osrodek wypoczynkowy z kasynem



Wkrotce zas potem przysiedlismy na chwilke przy rowniez znanym juz nam deptaku ze wspanialym widokiem na stare miasto i pontonowy most do niego prowadzacy



Tym razem jednak postanowilismy pozostac na stronie Otrobandy czyli tej nowszej dzielnicy Willemstadt, ktora rowniez miala w sobie wiele uroku



  Znajdowal sie tam glowny plac Otrobandy zwany Brionplein, a wzdluz kanalu ciagnela sie szeroka promenada



Zaraz za placem zaczynala sie glowna ulica wiodaca w glab Otrabandy - Breedestraat, ktora rowniez zauroczyla nas malowniczoscia wyroslych wzdluz niej historycznych kamieniczek



Ale znalezlismy tam takze bardziej nowoczesne budynki jak chocby ten gmach urzedu dzielnicowego czyli ratusza



A ten wspanialy dworek wygladal jak przeniesiony z dawnej epoki kolonialnych czasow



Po krotkim spacerze dotarlismy tez do kosciola stojacego przy bocznej uliczce, bedacego wspanialym przykladem klasycznej portugalskiej architektury w Willemstad



Niestety nie udalo sie nam znalezc zadnych informacji o tym kosciele oprocz tego ze nazywal sie Santa Famia, ale przynajmniej byl otwarty, wiec ochoczo zagladnelismy do srodka



Byl stosunkowo skromnie urzadzony, ale przy oltarzu znajdowaly sie piekne malowidla, a drzwi i okna ozdabialy witraze z kolorowych szkielek



Po odwiedzeniu kosciola wrocilismy znowu na glowna ulice, ktora w odroznieniu do ulic starszej Pundy wrzala samochodowym ruchem



Udalo sie nam przy okazji zaobserwowac jakis motocyklowy gang przed swoim prawdopodobnie ulubionym barem



Ale tak poza tym to bylo tam spokojnie, tyle ze robilo sie coraz pozniej, wiec trzeba bylo kierowac sie w strone portu



Po powrocie na Brionplein usiedlismy sobie na chwilke pod pomnikiem Pedra Louisa Briona od ktorego plac wzial swoja nazwe, a ktory urodzil sie tu w 1782 roku, stajac sie potem bohaterem wojennym, kiedy to podczas kolonialnych czasow jako admiral floty walczyl z Hiszpanami o niepodleglosc Wenezueli i Kolumbi



Z miejsca tego mielismy piekny widok na druga strone kanalu, gdzie nocnym oswietleniem rozblysly stare kamienice Punty



Rowniez i Most Krolowej Emmy rozjasnil sie kolorowymi obreczami zamontowanymi na nim w 1955 roku z okazji wizyty holenderskiej krolowej Juliany i jej meza ksiecia Bernharda



Oczywiscie nie odmowilismy sobie przyjemnosci spaceru pod nimi, zwlaszcza ze ciagle mielismy troche czau do opuszczenia tego slicznego miasta



Podeszlismy nawet blizej w strone Punty zeby posluchac muzyki jaka stamtad docierala, jako ze wiekszosc restauracji i barow miala stoliki na zewnatrz, wiec nie zabraklo tam roznego typu artystow zabawiajacych klijentow



W koncu jednak trzeba bylo wrocic do Otrabandy w tlumaczeniu znaczacym druga strona i pozegnac sie juz na stale z tym historycznym miejscem, ktore bylo jednym z najladniejszych miast jakie widzielismy i jakiego zupelnie nie spodziewalismy sie zobaczyc na Karaibach



Nic wiec dziwnego ze jeszcze kilkakrotnie rzucalismy okiem wstecz na ta przesliczna panorame Willemstad, ktora zachwycala zarowno dniem jak i nocna pora



Nasz statek zas jakby o to zazdrosny rozswietlil sie rowniez jak choinka, wskazujac nam powrotna droge, a i ksiezyc osladzajac nam chwile rozstania pokazal na bezchmurnym niebie swoja okragla buzie

 
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 30 odwiedzający (100 wejścia) tutaj!