alek-ewa3
  Yukon, Alaska - North Pole
 

Kanada - USA


W Dawson City zakonczylismy swoj pobyt na Yukonie i nadszedl czas powrotu na Alaske, gdzie nastepnym naszym celem byl Fairbanks


    Top of the World Highway

Powrotna trasa wiodla nas tym razem tak zwanym "Top of the World Highway" czyli droga na szczycie swiata, oddana do uzytku w 1955 roku, ktora ciagnie sie na dlugosci 127 km az do miejsca kilkanascie kilometrow przed Jack Wade



Zeby sie jednak na nia dostac trzeba bylo przeprawic sie przez Yukon, a poniewaz w Dawson City nie ma mostu na tej rzece, wiec musielismy skorzystac z malego promu



Aby nie stac w kolejkach wyruszylismy skoro swit, ale okazalo sie ze kto rano wstaje temu Pan Bog daje, bo prom ruszyl wczesniej niz to bylo planowane i bylismy jedynym na nim samochodem



Wkrotce tez znalezlismy sie na drugiej stronie i choc z zalem zostawialismy za soba urocze Dawson City to z nie mniejsza ciekawoscia popedzilismy w nieznane



Nazwa "Top of the World Highway" pochodzi zarowno od jego przebiegu w wiekszosci szczytami polonin, jak i od jego geograficznej pozycji, gdyz jest to jedna z najbardziej na polnoc polozonych drog na swiecie



W czesci kanadyjskiej jest ona w wiekszosci nieasfaltowana i pewnie dlatego firmy wypozyczajace samochody nie pozwalaja ich tam zabierac, co zreszta wcale nam nie przeszkodzilo, aby tamtedy jechac



Oczywiscie liczylismy ze nic sie nam po drodze nie stanie, zwlaszcza ze mielismy auto z napedem na cztery kola, bo w przypadku jakiejkolwiek awarii bylibysmy w solidnej biedzie



W tym strasznym bezludziu nie spotkalismy bowiem nawet jednego samochodu, ktory moglby udzielic nam pomocy



Na droge wychodzily jedynie czarne wilki, ktore jak twierdza niektorzy naukowcy, wywodza sie z krzyzowki szarych wilkow z psami



Wkrotce wyszlismy na nia i my, bo nie oparlismy sie pokusie, aby po wspieciu sie na wyzszy odcinek naszej trasy, nie zatrzymac sie na chwilke w tej pieknej scenerii



Rzeczywiscie czulismy sie jak na szczycie swiata, patrzac na te bezkresne tereny rozciagajace sie u naszych stop



Gdzies tam wsrod dziewiczych lasow widoczna byla zakrecona droga ktora przyjechalismy



  A morze zieleni ciagnelo sie tak daleko jak okiem siegnac



Kolejny przystanek to nastepne piekne widoki na pofaldowane poloniny



A nasza droga wspinala sie jeszcze wyzej i wyzej az do swojego najwyzszego punktu siegajacego prawie 1400 m npm



Czasem prowadzac szczytami, a czasem opasujac jak wstega mijane pagorki



Mimo jednak, ze do cywilizacji bylo stamtad bardzo daleko, to od czasu do czasu przypominala ona o sobie w postaci uroczych toalet przydroznych



  No a potem znowu dziesiatki kilometrow bez jakiegokolwiek sladu innego czlowieka w poblizu



W koncu jednak dotarlismy do miejsca skad widoczne byly w oddali jakies kolorowe zabudowania



Jak sie domyslilismy byl to punkt graniczny miedzy Kanada i USA,  ktory otwarty byl tylko w ciagu dnia i tylko w lecie, poniewaz Top of the World Highway nie jest przejezdny zimowa pora



Jak uwypukla napis jest to rowniez najbardziej na polnoc wysuniety ladowy punkt graniczny USA, a my przekraczalismy go punktualnie w godzinie otwarcia, bedac w tym dniu pierwszym samochodem tamtedy przejezdzajacym



Dalsza nasza droga wiodla do Tok przez mala miejscowosc Chicken



Jak sie okazalo po przekroczeniu granicy, amerykanska strona byla rownie spektakularna, a do tego jezdnia byla juz w wiekszosci pokryta asfaltem, wiec i jazda latwiejsza



Po uplywie okolo pol godziny, droga przeksztalcila sie w tzw Taylor Highway, a na naszej trasie pojawialo sie coraz wiecej malych rzeczek urozmaicajac do tej pory wylacznie ladowy krajobraz



Ale dopiero z gory widoczne bylo jak niesamowicie woda ktorejs z nich wyrzezbila sobie koryto pomiedzy pofaldowanymi zielonymi pagorkami



Na drodze natomiast pojawily sie pojazdy dbajace o jej wyglad i bezpieczenstwo, co moglo swiadczyc, ze wkrotce dojedziemy do jakiegos cywilizowanego miejsca



I rzeczywiscie po niecalej godzinie i zjechaniu w dol dosc stromymi serpentynami, szczesliwie i bez przygod dotarlismy do konca naszej najtrudniejszej drogi


    Chicken

Jednym slowem, jak wskazuje napis na tej widokowce, przezylismy podroz po drodze wiodacej szczytem swiata i dotarlismy z powrotem do cywilizacji, czyli malej osady Chicken lezacej juz tylko na wysokosci 511 metrow



Miejscowosc ta zalozona zostala pod koniec XIX wieku przez gornikow pracujacych w okolicznych kopalniach zlota, po ktorych do dzis pozostalo wiele starego sprzetu



Nazwa Chicken czyli kurczak powstala od zamieszkalych tamte tereny ptakow pochodzacych z rodziny kurowatych zwanych pardwy gorskie, a po angielsku ptarmigan, ale poniewaz zaszla niezgoda co do pisowni, wiec zdecydowano sie na obecna nazwe



Tak czy inaczej na malym wzgorku wyrosla wspaniala postac kury czy tez pardwy, dumnie spogladajacej z gory na ta mala osade, ktora obecnie liczy 17 mieszkancow, choc ich ilosc spadla juz kiedys do 7 osob



Do tego postawiono tam tez ogromny drogowskaz wskazujacy kierunki do miejscowosci nazwanych rowniez jakimis kuropodobnymi nazwami, wsrod ktorych wypatrzylismy tez pare wiosek australijskich



No a u podnoza pomnika ustawily sie publiczne toalety dla kur i kogutow, jak szumnie glosza na nich napisy



Natomiast sklep z pamiatkami jest teraz chyba najwieksza kopalnia pieniedzy, co nawet obrazuje tamtejszy kurczak znoszacy zlote jajka



My tez zrobilismy male zakupy, choc nie kupilismy jajek, tylko zlote nugaty, tyle ze o smaku czekoladowym, a potem postanowilismy przyjrzec sie troche stojacej niedaleko koparce z okresow goraczki zlota, bardzo podobnej do tej ktora widzielismy w Klondike



Czekala nas przy okazji mala przygoda, bo dojazd do niej byl troche utrudniony i o malo nie utopilismy sie w sporej wielkosci i dosc glebokiej kaluzy



Wazne jednak ze ja przejechalismy i bez szwanku dotarlismy pod zbudowana w Kaliforni w 1938 roku koparke nazwana F.E. Company Dredge nr 4, ktora przez 20 lat pracowala na polnoc od Fairbanks, potem przetransportowana zostala do potoku zwanego Chicken Creek, a na koniec przeniesiono ja (jedynie 500 ton wagi) w obecnie miejsce, tuz przy polu biwakowym w Chicken



Znalezlismy tam rowniez inny bardzo ciekawy pojazd, ale czemu on sluzyl i dlaczego nie mial drzwi tego do dzis nie wiemy, zwlaszcza ze jazda po tamtejszych drogach otwartym samochodem napewno do przyjemnych nie nalezala



Na szczescie nasza Toyote moglismy bardzo szczelnie zamknac i za nic miec unoszace sie z drogi kleby pylu wzburzonego przez przejezdzajace ciezarowki, jako ze dalsza nasza piekna trasa biegla czesciowo znowu nieasfaltowana droga



Jak jednak zauwazylismy powoli to ulegalo zmianie i co prawda teraz te wszystkie roboty drogowe utrunialy nam jazde, ale za to w przyszlosci bedzie tamtedy duzo latwiej podrozowac


    Tok

Po przejechaniu okolo 300 km czyli prawie polowy naszej trasy zjawilismy sie znowu w Tok, miasteczku na rozdrozu drog, z ktorego zaczynalismy nasza podroz do Yukonu i gdzie teraz zatrzymalismy sie przy znanym nam juz sklepie, aby zaopatrzyc sie w prowianty na dalsza droge



Przy okazji rzucil sie nam w oczy potezny karawan wielkosci niewielkiego mieszkania, i az sie nam wierzyc nie chcialo ze ludzie i to przewaznie starsi podrozuja w tak ogromnych pojazdach



No ale na Alasce chyba wszystko musi byc solidnych rozmiarow, bo przy wyjezdzie z miasta zauwazylismy jakis dobrze wyrosniety bucik, ktory okazal sie tradycyjnym obuwiem rodzimych mieszkancow Alaski zrobionym ze skory renifera lub foki, a zwany mukluk i w tym miejscu reklamujacy tzw Mukluk Land czyli tamtejsze wesole miasteczko, podobno bardzo orginalne w swoim stylu, a powstale w 1985 roku i zbudowane glownie z najrozmaitszych odpadow oraz starych urzadzen znalezionych na tym terenie



Kawalek dalej natknelismy sie na kolejny duzy obiekt w postaci stojacego przy drodze ogromnego drewnianego fotela



Tylko kto go mial uzywac i jak na niego wejsc, tego do dzis nie zdolalismy rozgryzc



Natomiast udalo sie nam wyczytac do czego sluzyla ta ogromna przyczepa pozostawiona rowniez na skraju drogi na wieczna rzeczy pamiatke



Otoz przewozone byly na niej nad Ocean Arktyczny elementy zbudowanego w 50-tych latach XX wieku systemu wczesnego ostrzegania przed ewentualnym atakiem rosyjskich samolotow



No ale komu w droge temu czas i trzeba bylo ruszyc dalej, bo przed nami do przejechania podobny dystans jaki mielismy za soba, a przed dotarciem do Fairbanks, mielismy w planie przystanac jeszcze na chwilke w miejscowosci North Pole



Tym razem wsrod mijanych krajobrazow znalazly sie czesciowo wyschniete koryta jakichs ogromnych rzek przedzierajacych sie miedzy okolicznymi gorkami



Ktore przy kolejnej rzece przerodzily sie w dosc solidnych rozmiarow gory pokryte wiecznym sniegiem



Malym urozmaiceniem byla podroz przez piekny las brzozowy, w ktorym te smukle drzewka wyrastaly z gaszcza swierkow tak charakterystycznych dla terenow Alaski



Inna atrakcje stanowil przejazd konwoju militarnego, swiadczacy o tym, ze mimo iz zimna wojna sie skonczyla, to Amerykanie sa przygotowani na wszelkie ewentualnosci



A to juz bardziej relaksujacy widok na rzeke Tanana, nad ktorej brzegiem wiodla dalsza nasza trasa



Tanana rozlewala sie w tym miejscu dosyc szerokim nurtem, na co pozwalaly dosc plaskie tereny przez ktore plynela



Natomiast gdzies daleko na horyzoncie rysowaly sie wysokie szczyty gor zwanych Alaska Range wsrod ktorych znajduje sie najwyzszy szczyt Polnocnej Ameryki Mt. Denali

    North Pole

Do North Pole dotarlismy juz poznym popoludniem, co wcale nie znaczy ze znalezlismy sie na Biegunie Polnocnym, ale raczej w malym miasteczku na Alasce, ktore wymyslilo sobie, ze w nim wlasnie znajduje sie siedziba Sw Mikolaja



Tak naprawde to jednak nie za bardzo wiedzielismy jak do niej dotrzec, wiec pierwsze kilometry jazdy po miescie zawiodly nas jedynie pod kosciol Sw Mikolaja



Po dalszym bladzeniu zauwazylismy przy drodze jakas drewniana chatke wygladajaca jak informacja turystyczna



Skrecilismy tam natychmiast i na szczescie byla jeszcze otwarta i zdobylismy odpowiednie wskazowki, choc pani tam obslugujaca juz szykowala sie do zamkniecia interesu



Potem jeszcze przez chwile rozgladalismy sie dookola znajdujac przy okazji na scianach budynku mala i duza niedzwiedzice



Obok zas wisial znak powitalny witajacy nas w miasteczku, ktore mimo ze nazwane North Pole, to od Bieguna Polnocnego oddalone jest o 2700 km



Aby zas dodac temu miejscu troche odpowiedniego nastroju, umieszczono w poblizu ogromny malunek przedstawiajacy ta okolice zimowa pora



W tej pieknej scenerii oprocz wedrujacego po sniegu pieknego losia, przy malym iglo biegaly rownie male, ale bardzo urocze i bardzo cieplo odziane dwa Eskimoski



Po tym naszym zimowym preludium przyszedl wreszczie czas na wizyte w prawdziwym domu sw Mikolaja, ktorego motto brzmialo, ze w miejscu tym,  Boze Narodzenie jest Codziennie



Co prawda w okresie kiedy my tam bylismy sniegu jeszcze nie bylo, ale caly kompleks sklepowy wygladal przez to chyba jeszcze bardziej kolorowo, swoja biela i czerwienia kontrastujac z soczyscie zielona trawa



Dom Sw Mikolaja jest najwieksza atrakcja miasta, czemu zreszta trudno sie dziwic, poniewaz jest to rzeczywiscie obiekt jak z bajki wziety, a wzorowany jest on na podobnym przybytku z dawniejszych lat



Znajduje sie w nim ogromny sklep z pamiatkami  i jak sie nietrudno domyslec, glownie o tematyce swiatecznej



Przede wszystkim zdobia go dziesiatki przepieknie przystrojonych choinek i wiele postaci sw. Mikolaja



A pod najroznorodniejszego typu upominkami az uginaja sie polki no i oczywiscie Mikolajowe sanie czekajace na swiateczny okres tez powoli sie nimi napelniaja



Od patrzenia na te wszystkie cudownosci az oczy bolaly i wprost nie wiadomo bylo w ktora strone skierowac wzrok



Rzeczywiscie tak wielkiego przybytku poswieconemu tej tematyce jeszcze nie widzielismy i mozna byloby tam spedzic cale godziny przegladajac czasami naprawde bardzo orginalne wyroby



Na szczescie bylo tam tez i miejsce na laweczce, pod czujnym okiem sw. Mikolaja, aby przysiasc na chwilke i ochlonac troche od tych wszystkich kolorow, zwlaszcza ze oprocz oczu i nogi zaczely bolec od tego lazenia po sklepie



Dla tych najbardziej strudzonych znalezlismy rowniez i duzo bardziej dostojny fotel, tylko kim byl stojacy przy nim wytworny pan moglismy jedynie zgadywac



Do domu sw. Mikolaja co roku przychodzi ogromna ilosc listow z prosba o upominki swiateczne, ale mozna i stamtad wyslac zyczenia ze specjalnym znaczkiem, ktore dostarczane sa dokladnie na Boze Narodzenie, co sami rowniez wyprobowalismy



Rok w rok bowiem sw Mikolaj wyrusza w podroz przez wszystkie kraje, w saniach wypelnionych po brzegi swiatecznymi prezentami i z zyczeniami Wesolych Swiat na ustach



A bawiace sie w sniegu dzieci, razem z balwanem przesylaja na caly swiat swiateczne pozdrowienia z tego malego miasteczka szumnie nazwanego North Pole



 Dodatkowa atrakcja tego miejsca jest podobno najwieksza na swiecie, a postawiona na zewnatrz, postac sw. Mikolaja wykonana z wlokna szklanego, niestety odgrodzona od wscibskich turystow, wiec nie moglismy mu uscisnac reki i jedynie udalo sie nam wyprobowac jego pojazd, ktory jednak odjezdzal dopiero za kilka miesiecy w zwiazku z czym ostatni odcinek naszej drogi musielismy pokonac znowu wlasnym samochodem

 
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 22 odwiedzający (64 wejścia) tutaj!