alek-ewa3
  USA - Key West
 


USA



Nasz 50-cio dniowy rejs odbylismy na Ms Veendam, ktory nie nalezal do najwiekszych statkow, jako ze mial tonaz jedynie 57 tys ton, ale dzieki temu mogl wplynac na wody Amazonki



Zanim to jednak nastapilo, mielismy przed nami daleka droge do pokonania, ktorej poczatkowy odcinek wiodl wzdluz archipelagu koralowych wysp zwanych Florida Keys, tworzacego najbardziej poludniowa czesc kontynentalnego USA


    Key West

Pierwszym zas portem na naszej trasie bylo male miasteczko Key West znajdujace sie na samym koncu tego niesamowitego archipelagu, ktory podczas naszej poprzedniej tam wizyty przemierzylismy samochodem



Key West lezy na najbardziej na zachod wysunietej wyspie Florida Keys i jest najbardziej na poludnie polozonym miastem Stanow Zjednoczonych na kontynencie amerykanskim, zajmuje powierzchnie jedynie 11 km kwadratowych posiadajac dlugosc 6,4 i szerokosc 1,6 km



Jego najstarsza dzielnica ulokowana jest w zachodniej czesci miasta, w ktorej rowniez znajduje sie port dla statkow pasazerskich gdzie przycumowalismy takze i my



Z gornego pokladu statku bardzo dobrze widoczna byla ta portowa czesc miasta, wsrod ktorej wyroznial sie czerwony budynek, gdzie kiedys miescil sie urzad celny, poczta oraz sad



Po drugiej zas stronie mala wysepka odgradzala port od otwartego morza



W Key West zameldowalismy sie wczesnym rankiem, wiec juz kolo osmej godziny zeszlismy na lad, a nasz statek byl jedynym jaki w tym dniu stal w porcie



Co prawda z lokalnym kolega jeszcze przez jakis czas wypatrywalismy czy jeszcze cos nie doplynie, ale bez skutku



Po chwili wiec udalismy sie na mala imprezke zorganizowana przed dawnym urzedem celnym



Gdzie oprocz zastawionego stolu znalezlismy tez paru rozspiewanych Meksykanow



No a na koniec wedlug przyslowia, jak sie wejdzie miedzy wrony trzeba robic to co one, trzeba bylo odnowic stara zazylosc, choc brzuchy nie pozwalaly juz na zbyt wielkie zblizenie



Po spotkaniu z tymi wszystkimi portowymi atrakcjami dotarlismy na jedna z glownych ulic historycznej czesci miasta, a tam trafilismy na szalenie elegancki kosciol dominujacy nad cala okolica



Byl to najstarszy episkoplany kosciol Florydy pod wezwaniem Sw Pawla, ktory ustanowiony zostal w 1832 roku, ale obecny jego budynek jest czwartym z kolei, poniewaz poprzednie ulegly zniszczeniu przez pozary i huragany



Jak widac jest on rowniez bardzo ciekawy wewnatrz, bo choc stosunkowo skromny w swoim architektonicznym stylu, to jego ogromna atrakcja sa przepiekne witraze zdobiace zarowno okna jak i drzwi swiatyni



Kolejnym bardzo interesujacym obiektem na Duval Street jest gmach dawnego kina zwanego Strand Theater powstalego w 20-tych latach XX wieku, a zamknietego 60 lat pozniej, ktory w dalszych latach sluzyl jako klub nocny, a potem muzeum, a  obecnie znajduje sie tam apteka Walgreen's



Niecale 100 metrow dalej umiescil sie nastepny ciekawy budynek o bardzo kolonialnym stylu, gdzie znajdowala sie jedna z najpopularniejszych restauracji serwujaca owoce morza a zwana Pinchers



  I tak szczerze mowiac to cala ta historyczna ulica pelna byla bardzo interesujacych i pieknie odrestaurowanych domow, ktore w duzej ilosci sluzyly celom konsumpcyjnym i o tej porze dnia byly wypelnione po brzegi



Jedynie tacy jak my desperaci wedrowali po czesciowo opustoszalych ulicach, ale moze dlatego spacer ten byl przyjemny, choc sloneczko palilo jak sie patrzy



Oczywiscie oprocz restauracji i barow znajdowalao sie tam wiele malych i wiekszych sklepikow handlujacych czym chata bogata



Byly tez hotele i pensjonaty jak chocby ten Wicker Guesthouse, przed ktorym strudzeni turysci mogli troche odpoczac w bardzo romantycznej atmosferze



Znalezlismy tam takze inne ciekawe miejsce jakim bylo Butterfly Conservatory czyli taki jakby park motyli, ktory skusil nas do siebie pieknymi kolorowymi plakatami



Park umieszczony byl w klimatyzowanej cieplarni i podobno znajdowalo sie w nim do 60-ciu gatunkow motyli, a oprocz tego kilka roznych typow ptakow



Motyli rzeczywiscie lataly tam ogromne ilosci, ale dla nas najbardziej egzotyczne byly dwa flamingi taplajace sie w malym bajorku na srodku parku



Od czasu do czasu rozgladaly sie ciekawie dookolo obserwujac tlumy ludzi spacerujace po specjalnych sciezkach wokol parku



W sumie jednak wcale nie byl on taki duzy, wiec zebrala sie spora gromadka zwiedzajacych i ciezko bylo znalezc spokojne miejsce



W koncu jakos sie udalo i w malym zaciszu na motylej lawce moglismy na chwile przycupnac podziwiajac to co wokol nas



Oczywiscie ogromna ilosc motyli widoczna byla na kazdym kroku, tyle, ze trudniej je bylo uchwycic na zdjeciu, bo co chwila zrywaly sie do lotu



Niektore z kolei ciezko bylo nawet wypatrzec wsrod porastajacej park roslinnosci, bo potrafily sie bardzo umiejetnie zakamuflowac



Inne znowu przysiadaly na talerzykach z owocami, ktore prawdopodobnie przeznaczone byly bardziej dla ptakow



Te z kolei przygladaly sie wszystkiemu z wysokosci, ale nie majac zlych zamiarow w stosunku do motyli wcale nie protestowaly tylko cos tam do siebie gruchaly



Bardziej niespokojnie rozgladaly sie male koliberki, lub podobne im ptaszatka, ktore rowniez spogladaly podejrzliwie z gory, ale nie byly az tak plochliwe jak ich kuzyni zyjacy na wolnosci



Jednym slowem spacer po parku byl bardzo przyjemny, choc bylo parno i goraco, ale za dlugo tam siedziec tez nie bylo po co



Wkrotce wiec opuscilismy motylarnie i po dalszym krotkim spacerze dotarlismy do poludniowego konca Duval Street, przecinajacej w poprzek miasto i biegnacej z polnocy czyli od Zatoki Meksykanskiej do Atlantyku po jej drugiej stronie



Ulica konczyla sie przy sniezno bialej plazy, krotkim betonowym molem wcinajacym sie w bladoniebieskie wody plytkiego w tym miejscu oceanu



Na ktorego lagodnych falach zazywaly kapieli w tym przypadku lokalnie mieszkajace tam pelikany



Natomiast po drugiej stronie widoczny byl punkt, do ktorego docieraja wszystkie wycieczki, wiec oczywiscie podazylismy tam i my



Po drodze zahaczylismy o solidnej wielkosci domostwo widoczne z daleka i sluzace obecnie jako hotel, ktorym byl tzw The Southernmost House zbudowany w 1897 roku przez jednego z pierwszych milionerow Florydy, bedacy nie tylko najbardziej na poludnie wysunietym domem, ale rowniez pierwszym takim obiektem z podlaczona elektrycznoscia



Tuz przy nim zauwazylismy bardzo kolorowy znak drogowy, ktory miedzy innymi wskazywal kierunek na Kube czyli ciagle jeszcze dalej na poludnie



Na koncu zas drogi wiodacej w tamta strone znajdowala sie specjalna betonowa bojka oznaczajaca najbardziej na poludnie wysuniety punkt USA na kontynencie amerykanskim, ktory stanowil jedna z najbardziej popularnych atrakcji Stanow Zjednoczonych i tak byl oblegany przez turystow, ze az ciezko bylo sie do niego dopchac



Miejsce to bylo rowniez koncowym lub poczatkowym punktem gdzie zaczynala sie tzw "U.S. Route 1", czyli glowna krajowa droga prowadzaca wzdluz wschodniego wybrzeza az do granicy kanadyjskiej w Fort Kent w Maine, bedaca najdluzsza droga USA wiodaca z poludnia na polnoc o dlugosci 3813 km



W powrotnej drodze w strone portu pomaszerowalismy ulica wiodaca przy domu Ernesta Hemingwaya, ale niestety schowany byl za ogrodzeniem i gaszczem zieleni i ani z jednej ani z drugiej strony nie byl widoczny, wiec uwiecznilismy tylko jedna z ulic na skrzyzowaniu ktorych sie on znajduje



Wkrotce tez wrocilismy na Duval Street, ktora miala duzo wiecej do zaoferowania niz inne pomniejsze uliczki



Idac dalej trafilismy na kolejne ciekawe miejsce, a mianowicie bar oblepiony papierowymi banknotami z calego swiata swiadczacymi o jego popularnosci, w ktorym oczywiscie nie bylo miejsca



Po nastepnych kilkuset metrach marszu dotarlismy do zupenie innego rodzaju atrakcji jakim byl najstarszy dom Poludniowej Florydy, w ktorym obecnie znajduje sie muzeum



Zostalismy tam bardzo goscinnie powitani przez jego dawnych mieszkancow: kapitana Francisa B. Watlingtona i jego zone Emeline



Dom zbudowany zostal w 1829 roku i byl jednym z osmiu budynkow ktore nie zostaly zniszczone podczas huraganu w 1864 roku



Oprocz domowych mebli, sprzetow i portretow, na muzealnej wystawie znajdowaly sie tam rowniez rzeczy zwiazane z tematyka morska



W ogrodzie zas znajduje sie podobno jedyna ocalala zewnetrzna kuchnia w Poludniowej Florydzie



Kuchnie takie zwane Cook Houses uzywane byly na tym terenie w polowie XIX wieku, aby uchronic sie od ewentualnych pozarow oraz nadmiernego ciepla, co w tamtejszym goracym klimacie mialo duze znaczenie



My zas zeby uchronic sie od palacego slonca znalazlysmy z kolezanka przyjemny cien pod palmami, gdzie udalo sie nam w tej oazie zieleni odetchnoc troche po wielogodzinnej wedrowce po ulicach Key West



Nasi panowie zas rowniez przycupneli na chwilke, ale w zupelnie innym celu, jako ze dokuczalo im strasznie pragnienie, a piekny ogrod byl duzo przyjemniejszym miejscem na jego ugaszenie niz zatloczone bary



Po tym naszym krotkim odpoczynku ruszylismy znowu na ruchliwe ulice tego uroczego miasteczka, ktore wygladalo jak przeniesione prosto z kolonialnych czasow



A jego malownicze domki mienily sie wszystkimi barwami teczy i nawet wycieczkowe autobusy az razily odblaskowym kolorem



Na koniec dotarlismy na polnocny kraj Duval Street, w poblizu ktorego znajdowal sie ogromny plac zwany Mallory Square usytuowany nad samym brzegiem Zatoki Meksykanskiej w polnocnej czesci starego miasta



Plac ten jest bardzo popularnym miejscem na ogladanie zachodow slonca, a niektorzy szczesliwcy moga je nawet podziwiac z okien znajdujacego sie tuz obok wspanialego osrodka wypoczynkowego



Po drugiej stronie placu wypatrzylismy zas kolejne muzeum tylko tym razem poswiecone eksponatom znalezionym podczas 400 lat przeszukiwania wrakow statkow ktore zatonely w tamtym rejonie



Sam zas budynek muzealny jest replika XIX wiecznego magazynu nalezacego do najslynniejszego tamtejszego poszukiwacza zwanego Asa Tift



Niestety na zwiedzanie muzeum nie mielismy juz czasu, wiec kierujac sie w strone portu, wrocilismy na kolorowe uliczki



Na ktorych miejscami mozna bylo spotkac jeszcze bardziej kolorowe lokalne ptactwo



Przechodzac natomiast kolo zabytkowego juz budynku urzedu celnego i poczty zetknelismy sie z rybkami, z ktorymi mielismy spotkac sie podczas naszej wedrowki po Amazonii



Wkrotce jednak ruszylismy w dalsza droge zostawiajac za soba ten wspanialy gmach z 1891 roku, gdzie obecnie znajduje sie Muzeum Historii i Sztuki



Tuz obok niego powstaly nad woda nowoczesne bloki mieszkalne, ale ciagle utrzymane w charakterze starego miasta



Naprzeciwko zas nich przycumowany byl do kei nasz elegancki statek niecierpliwie czekajacych na swoich pasazerow, ktorzy powoli wracali na jego poklad



Niestety bowiem czekala nas dosc daleka droga do nastepnego portu, wiec musielismy wyruszyc stosunkowo wczesnie



Zanim jednak to sie stalo, mielismy jeszcze troche czasu aby zjesc popoludniowy posilek i to z przepieknym widokiem na piekny port



Wkrotce jednak potem udalismy sie na gorny poklad, zeby jeszcze raz rozejrzec sie dookola



Pod nami cala wyspa rozlozona byla jak na dloni, i mimo ze byla zupelnie plaska, to jednak jej sliczna zabudowa czynila ja bardzo atrakcyjna



A przy brzegu wypatrzylismy w oddali statek ochrony pogranicza szykujacy sie do kolejnego patrolu na morzu



Najpierw jednak my zaczelismy odbijac od kei i naprawde z zalem zegnalismy to urocze miasteczko, probujac jeszcze raz rozpoznac na widnokregu miejsca ktore odwiedzilismy i udalo sie nam zauwazyc sniezysto bialy budynek St Poul's Church, wylaniajacy sie z gaszcza zieleni



Najbardziej zas charakterystycznym obiektem byl czerwony budynek historycznego muzeum, przy ktorym jeszcze tak niedawno przechodzilismy



Niestety jednak choc dopiero dochodzila czwarta po poludniu wszystko to powoli zostawialismy za soba



Ale mielismy jeszcze raz okazje podziwiac tym razem z gory ogromny plac Mallory Square, na ktorym zgromadzila sie juz spora gromada ludzi, mimo ze slonce ciagle wysoko swiecilo na niebie



I z kazdym przeplynietym metrem zmieniala sie nam perspektywa z jakiej ukazywalo sie nam oddalajace sie powoli oblicze Key West



Na morzu natomiast kolysaly sie dziesiatki mniejszych i wiekszych zaglowek, z ktorych kilka ciagle pedzilo z wiatrem po blekitnej tafli Zatoki Meksykanskiej



Niektore jednak z pokladem pelnym turystow wracaly juz do portu, bo o tej porze roku dzien krotkim jest, a ciemnosc zapada bardzo szybko 



Nastepny dzien spedzilismy w morzu, a jedynym urozmaiceniem bezkresnych otchlani wodnych byl przeplywajacy inny statek wycieczkowy nieznanej nam osobiscie firmy



Natomiast pozniej czekal nas jeden z galowych wieczorow, wiec trzeba bylo troche sie wystroic i poparadowac po statku w eleganckich ubiorach

 
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 18 odwiedzający (20 wejścia) tutaj!